Mieszanka firmowa

Perfidia na Hożej

(styczeń, 2010)

Temperatura powietrza sięgała prawie dwudziestu stopni na minusie. Ekspansywne natarcie chłodu skutecznie wyciszyło zwykle gwarne ulice, które tym razem schowały się starannie pod obfitą warstwą białej kołdry. Senność Warszawy stanowiła wdzięczny, stateczny obrazek, nie na tyle jednak urokliwy, abym planowała dalej rozprawiać o jej walorach. Dobiegła godzina 19-ta, gdy stawiłam się z rzadką sobie punktualnością w Klubie na Hożej.

Smukły, czekoladowo przyodziany pokoik kamienicy, tej nocy aspirował do miana teatru. Znajome skądinąd pomieszczenie zaczęło powoli wypełniać się żywą, gadającą materią. Publika nie była bardzo liczna, zaś kameralna scena wyjątkowo zgodnie korespondowała z kilkurzędowym zespołem krzeseł.

Przedstawienie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Monodram w wykonaniu wspaniałej aktorki i wokalistki, której dowcip i charyzma niejednokrotnie cieszyły moje uszy, tym razem okazał się wielowymiarowym przekazem na temat… życia?
Nad naszymi głowami przewijały się wątki od teorii naukowych, po zwyczajne - niezwyczajne przykłady konfiguracji międzyludzkich. A wszystko przyodziane wzmagającym napięcie akompaniamentem muzyki. Finał był zaskakujący, jednak czego innego można było spodziewać się po „Perfidii”?

Tego wieczoru miałam wrażenie, że jestem huśtana emocjonalnie. Niejednokrotnie sprzeczne uczucia wyrażane śmiechem, czy też przysłowiową łezką w oku, przedzierały się przez moją twarz. Miałam wrażenie, że poruszenie ogarnęło wszystkich odbiorców skrępowanych bezsprzecznym skupieniem…

( aut. Monika Godlewska, Blog "Walizka myśli" )